Długo wyczekiwany, w końcu się skończył.
Mam nadzieję, że jednak wykorzystaliście ten czas i spędziliście go czynnie, krajoznawczo i turystycznie.
Tak jak zakładałem, tak zrobiłem. Wraz z rodziną wybraliśmy się za miasto. Wyruszyliśmy na południe Podkarpacia. Przez Sędziszów Młp., Iwierzyce, Strzyżów, Lutczę dojechaliśmy do Odrzykonia, skąd rozpoczęliśmy zwiedzanie. Tu oczywiście słynny zamek Kamieniec (wcześniej nieco opisywany). I co? I oczywiście tłumy. Nie ma gdzie postawić samochodu, a te które przyjechały, w większości stały na zakazie często prawie uniemożliwiając przejazd.
Sam zamek oblegany, w części znowu remont. Mnie miło zaskoczyła pani w kasie, gdzie po okazaniu "blachy" przewodnika beskidzkiego wpuściła całą moją rodzinę za darmo. Czasami opłaca się być przewodnikiem :). W zamku też miłe spotkanie kolegi Grzesia kierownika z zaprzyjaźnionego schroniska w Głobikowej.
Następny punktem zwiedzania miał być rezerwat "Prządki". Domyślając się jednak, że i ta może być problem z zaparkowaniem samochodu wyruszyliśmy rodzinnie czarnym szlakiem z zamku. Dotarliśmy tam po prawie pół godzinie. Oczywiście tłok niesamowity i zapach gofrów unoszący się już od drogi asfaltowej. Same Baby Prządki nic się nie zmieniły. Mnie czekał powrót czarnym szlakiem po samochód i przyjazd pod Prządki po rodzinę. Na szczęście w Czarnorzekach w okolicach skrzyżowania jest miły plac zabaw.
Czasu zostało jeszcze sporo i pogoda dopisywała więc udaliśmy się przez Korczynę do Krosna. Zatrzymaliśmy się w rynku, miejscu niezwykle ciekawym i nawet zadbanym. Tu już ustawione parasole miejscowych restauracji, które postanowiliśmy wykorzystać. I tu znów niespodzianka, tym razem spotkanie kolegi Rysia, naszego klubowicza salamandrowego wraz z rodziną.
Wyprawa ogólnie udana, tylko nie udało nam się zobaczyć balonów nad Krosnem.
Wybaczcie, że bez zdjęć :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz