środa, 24 lutego 2016

Lubomir zdobyty

Tak jak zakładaliśmy, tak zrobiliśmy...

W niedzielę o 7 rano z rynku kolbuszowskiego wyruszyła w drogę w okolice Myślenic grupa 11 osób najbardziej zdeterminowanych do wyjścia w góry. Zdeterminowanych, gdyż pogoda nie sprzyjała raczej wędrówkom górskim. Ale miłość do gór wzięła górę. (?) I warto było. Wprawdzie widoków prawie nie było, ale doznania błotno - śniegowe, aż miło!

Dojechaliśmy na miejsce do Lubienia ok 9.40 i po kilku minutach już wychodziliśmy pod górę. Pięliśmy się mozolnie żółtym szlakiem, idąc w lekkim deszczu (chwilami nawet bez), błotku i pojawiającym się śniegu leżącym na trasie. Im wyżej, tym śniegu coraz więcej. ŚNIEG! Wreszcie! Tylko jakiś taki rozmoknięty...ale sporo go było, miejscami sporo powyżej kostek.

Po ponad trzech godzinach marszu dotarliśmy do zbiegu szlaku żółtego z czerwonym, czyli już pod Lubomira. Na niego trzeba było się cofnąć czerwonym szlakiem 15 minut w kierunku południowo - wschodnim. Wreszcie w śniegu i błoto - śniegu dotarliśmy na szczyt. Tu tablica informacyjna i obiekt obserwatorium astronomicznego im. Tadeusza Banachiewicza. Otwarte w 2007 roku w miejscu powstałego w 1922 roku jednego z dwóch w polskich Karpatach tego typu obiektów. Niestety nie przetrwało ono wojny, spalone przez Niemców.

Po krótkim pobycie na szczycie Lubomira zeszliśmy czerwonym szlakiem (nie opuściliśmy go już aż do samych Myślenic) do górskiego schroniska PTTK Kudłacze. Miłe i przytulne miejsce, szczególnie w taki dzień, jaki był w niedzielę. Fajnie było się ogrzać, wypić kawkę, grzańca i zjeść pyszny żurek czy kwaśnicę. Polecam szczerze to miejsce (pewnie trzeba będzie je sprawdzić kiedyś w lecie).

Po ponad półgodzinnym odpoczynku (jak bardzo nie chciało się wstawać i wychodzić!) ruszyliśmy dalej czerwonym szlakiem do Myślenic - jeszcze trzy godziny przed nami i perspektywa zejścia po zmroku.

W końcu zeszliśmy do miejsca naszej mety o 17.40. Przemoknięci, ale i szczęśliwi bo bus już na nas czekał. Po drobnych zakupach :) ruszyliśmy w drogę powrotną. Świetna atmosfera pozwoliła prezesowi na zebranie składek członkowskich od 7 osób (w tym od nowo pozyskanej członkini naszej Salamandry).

W Kolbuszowej byliśmy o 20.30. Wyprawa dobiegła końca.

Dziękuję wszystkim, którzy nie zachorowali (oczywiście przed wycieczką) i zaryzykowali wyjazd z Salamandrą po koronę. A ta coraz bliżej! Kolejny klejnot w koronie zdobyty!

Tu galeria pani Beaty                A tu galeria Moniki 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz