wtorek, 22 marca 2016

Po Drodze (Nocnej)

Wielki Post jest okresem, w którym możemy zatrzymać się nieco w życiu i zastanowić nad jego rzeczywistością. Mamy ku temu wiele okazji przez te 40 dni. Jedną z nich jest Nocna Droga Krzyżowa, zwana kiedyś przez nas Ekstremalną Drogą Krzyżową (powód rezygnacji z tego tytułu jest zbyt długi do opisania, ale może czas najwyższy promować swoją markę).
W tym roku Droga zorganizowana została po raz trzeci przy parafii kolegiackiej p.w. Wszystkich Świętych. Głównym motorem napędowym był jak co roku ks. Krzysztof Rusznica. Po przygotowaniach (w których też brałem udział) czas było wyruszyć w Drogę. A ta nie była łatwa...noc, 40 km, niepewna pogoda. Wyszło na trasę 104 osoby. Podobno 90 doszło do celu.

W końcu wyszliśmy. Po mszy świętej, która zwykle poprzedza Kolbuszowską Nocną Drogę Krzyżową, o godzinie 21.00 wyszła ostatnia, nasza grupa. Trasa biegła wzdłuż zielonego szlaku turystycznego biegnącego przez Kolbuszową w stronę Weryni i dalej przez Zembrzę, Przewrotne, do Boru Głogowskiego (tam szlak się kończy). W lesie głogowskim najbardziej błotnisty odcinek, który zeszłymi dwoma laty dawał się we znaki uczestnikom, został wyprostowany i wyszliśmy centralnie na przeciw lotniska w Jasionce. Dalej trasa biegła wiaduktem nad autostradą i przez Zaczernie do drogi nr 9 w Miłocinie (na przeciw salonu fiata). Ostatnia prosta ul. Warszawską i na pierwszych światłach w lewo w ul. Staromiejską. Stąd już blisko do mety, kościoła św. Józefa.

Szło mi się dobrze (to była chyba najlżejsza droga z wszystkich trzech), błota niewiele, dość ciepło w pierwszej fazie marszu, później już nie tak bardzo, a w Rzeszowie to już zimno bardzo było i dokuczliwy wiatr. Ale nie było prawie wcale opadów i atmosfera ciszy pozwalała na odreagowanie wszystkich wcześniejszych dni, miesięcy.

Do końca Drogi doszliśmy po 5.30. Zmęczeni - ja ostatnie kilometry od Miłocina szedłem zygzakiem, zasypiając idąc). Ale warto było. Tylko zastanawiałem się wracając do domu, co mnie będzie bolało na następny dzień. I co? i nic! Zupełnie nic!


2 komentarze:

  1. Nic nie boli? Lipa, do powtórki szybszym tempem! :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Za rok oczywiście powtórzę trasę. Tempo było dobre, szczególnie do 30 km. 5 km na godzinę i to w nocy. Później już jednak zmęczenie dało się we znaki.
    Wkrótce następne, tym razem turystyczne trasy na dłuższych dystansach. Zapraszam 😊

    OdpowiedzUsuń